wtorek, 17 marca 2009

With a rebel yell.

Minął dobry tydzień od kiedy ostatni raz usiadłem do notki. To był naprawdę zakręcony i szybki czas. Tydzień niespodziewanych wydatków, irytacji i opanowania.

Zaczęło się, jak zwykle, od dobrej woli i chęci oszczędzania. Chciałem od tego miesiąca zacząć odkładać pieniądze, toteż świat mi zaczął udowaniać, że to zły pomysł. Rozpadły mi się glany, walnął telefon, spotkałem się z Necrem, przyszedł rachunek, ojciec zachorował, jest jak zawsze, gotówka odpłynęła.

Jest coś zabawnego w tym, że w sumie za każdym razem, jak robię sobie naprawdę silne postanowienie, wyskakuje mi tysiąc spraw.

W piątek miały być Końce w Gliwicach. Miały. Ustawiliśmy się grupą w [sic!], w niemal pełnym, acz slnym składzie. Ale klub nawalił z nagłośnieniem i nie mogli zagrać. Plus jest taki, że odzyskałem pieniądze za bilety i zdobyłem plakat koncertu. Za to wytargaliśmy się do herbaciarni i spotaliśmy Wielkiego Mistrza Ulryka.

Wielki Mistrz Ulryk to - mówiąc potocznie - menel. Zaczepił nas, oświadczył, że jest Wielkim Mistrzem Ulrykiem i chce na bułkę. Oddaliśmy mu szacunek, uzbieraliśmy złotówkę ku jego zadowoleniu, poczęstowaliśmy papierosami. W zamian, w formie nauk od Wielkiego Mistrza dostaliśmy dwa i trochę wiersza. To było naprawdę niesamowite spotkanie. Jeszcze nikt tak epicko ode mnie nie próbował wyciągnąć drobnych. Żeby udowodnić, jak ważne było dla mnie wpadnięcie na Wielkiego Mistrza ot tak na ulicy powiem, że z reguły unikam oddawania swoich pieniędzy obcym. Mam w tym wypadku dewizę mojego ojca: Jak miałem, to dawałem. Głównie dlatego, że od kiedy pracuję to znam wartość własnego pieniądza na który ciężko się pracuje i którego i tak koniec końców brakuje. I kiedy podchodzi do mnie jakiś jeleń na ulicy i chce ode mnie trochę tej gotówki, to po prostu mu nie daję. Bo bywało tak, że się dzieliłem, a potem mi brakowało. A jemu szło to w alkohol. I niektórzy się uczyli na zasadzie "Raz dał, da i drugi". Najbardziej niesamowite było, jak facet miał do mnie pretensje, że nie dorzucę mu się do wina dzisiaj, a kiedyśtam miałem i on jest pewien, że miałem. Wybaczcie ludzie, ja już się tak nie bawię, to moje pieniądze, ja się nimi nie dzielę z takimi jak wy. Może jestem chujem.

Weekend ostro szkolny, nie bez zepsucia się psychicznego. Ale niedziela przyniosła mi falę ciepła. Dzięki A. Kocham ją najmocniej na świecie. Powtarzam się w tym do znudzenia, fakt. Ale taka jest prawda. I dotarło też do mnie parę rzeczy, które poskładały się na to, że czuję się najszczęśliwszy na świecie.

Toteż, kochanie, wybacz mi, że mówię jak katarynka:

Kocham cię.

Poniedziałek obudził mnie w poniedziałkowym stylu. W moim pokoju z tego nieszczęsnego nowego telefonu rozgrzmiał Koniec Świata - Belfast i ruszyłem w świat. W świat, który miał na sobie mało znamion typowo poniedziałkowego zła. Nie licząc tego, że nowe glany spowodowały to, że kuleję na lewą nogę. Ale najważniejsze było to, że udało mi się spotkać z Siostrą.

Widzicie, są rzeczy, o których jednak nie da się rozmawiać z nikim innym. I nie to, że to kwestia zaufania, nie to, że to często rzeczy mocno wewnątrzrodzinne. Po prostu moja ukochana, starsza o niemal jedenaście lat Siostra rozumie to bez zbędnych dopisków, opisów sytuacji, głębszego wiercenia. Siedzieliśmy w pizzerii i zrzucaliśmy z siebie kolejne ciężary czasu przeszłego i teraźniejszego. Ona mnie rozumie w stu procentach, ja ją coraz bardziej. Życzyłbym każdej osobie, na której mi zależy takiej siostry.

Do tego, jak tam siedzieliśmy to dostaliśmy telefon od mojej niespełna trzyletniej siostrzenicy. Okazało się, że obraziła się na świat, bo nie mogła przyjechać mnie zobaczyć. Cudowne dziecko, jak jej nie kochać. Musiałbym ją kiedyś odwiedzić, naprawdę. Tylko ból czasu.

Cóż, dzisiaj trochę wylewnie, ale mogę to jakoś usprawiedliwić, prawda? No właśnie. Bo to mój blog, to mi wolno, o.

Ale jest mi dobrze, jestem niewyspany, ale szczęśliwy, układanka jest w miarę all right, jeszcze jakby niektóre puzzle chciały powskakiwać.. Ale na to akurat potrzeba naprawdę wielkich dawek czasu. Toteż, pożyjemy - zobaczymy.


nikisaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz