piątek, 25 września 2009

Hiatus.

Zarządzam na blogu przerwę. Dlaczego? Bo pożyczyłem Raziela Blejkowi, dopóki ten nie odzyska swojego PC, a najlepiej mi sie pisze notki właśnie na nim i w porannych autobusach. Takie zboczenie. Nie wiem ile to potrwa.


nikisaku

wtorek, 22 września 2009

Wieczór.

Stanąłem przed lustrem i doszedłem do wniosku, że wyglądam ładnie. Mam na sobie czarną koszulę, moje ulubione ciemne jeansy i trampki. Włosy lekko niedbale rozpuszczone, okulary przetarte, papieros sterczy z lewej dłoni. Jestem fajny.

W tle leci T.Love - Potrzebuję wczoraj. Pies pląta się wokół nóg. Uśmiecham się do odbicia w lustrze. W drugiej dłoni kręcę ciastkiem - waniliowy Hit. Lepsze niż się spodziewałem.

Jestem zadowolony z tego kim i gdzie jestem w życiu. Jestem dupkiem - prawda. Jestem dziwny - nie zaprzeczę. Dostałem awans, siedzę za biurkiem i klepię numerki. Na razie w formie szkolenia, mam nadzieję, że na stałe. Ale pomimo pozorów praca jest ciężka i bardzo odpowiedzialna. Ludzie, którzy tam siedzą są tam od kilku, kilkunastu lat. Pozostaje być wytrwałym!

Wspomniany wcześniej weekend tak dokładnie to był w Brzeznej. Było rewelacyjnie. Przepiękna okolica, naprawdę. Zakochałem się w tym miejscu, jakże odmiennym od tego, co na codzień spotykam! A jak cudownych ludzi poznałem! To był czas pełen spokoju, ciepła i harmonii. Oby więcej.

Przy okazji - zyskałem wspaniałą przyjaciółkę. Ściskam cię, Kasiu, mocno.

Wczoraj pozwoliłem sobie na wyskok z Martwą na Gliwicki rynek. Jako, że wrzesień jest miesiącem urodzin Jack'a Daniel'a to pozwoliłem sobie na porcję czystej whiskey, bez lodu. Spędziłem miły czas w rewelacyjnym towarzystwie, zwieńczony relaksującym spacerem. Z kolei dzisiaj mogłem poświęcić czas Paulinie, za którą tęskniłem.

Jestem złym człowiekiem. Kwestia jest taka, żeby to nie przeszkadzało. Wystarczy zaakceptować swoje podłe strony i nauczyć się z nimi dobrze żyć. To działa. I to szokująco rewelacyjnie. Oby do przodu!

Pozwolę sobie powrócić do ostatniej notki tym cytatem:
Przetrwać wcale nie jest tak trudno. Wystarczy po prostu odciąć wszystkie części swojej osobowości, które sprawiają, że nie pasujesz do reszty. Po pewnym czasie nowa tożsamość staje się twoją drugą naturą i zaczyna ci się wydawać, że zawsze byłeś taki jak teraz.
Największą trudność sprawia umiejętne kierowanie nowymi osobowościami i utrzymanie ich wszystkich na bezpieczną odległość.


W tym jest niesamowicie wiele prawdy.


nikisaku

poniedziałek, 21 września 2009

Dostałem od kogoś.

Wtem dotarły do niego słowa Bena.
- Moglibyśmy się nadal kontaktować. Możesz mnie nawet odwiedzić, jeśli zechcesz.
/Niebezpieczeństwo. Zagrożenie./
- Elliocie, słuchasz mnie?
Elliot zaczerpnął głęboko tchu, wraz z powietrzem chłonąc cały lęk, który przepełnił go teraz bez reszty. Zrozumiał, że nadal się boi, nawet bardziej niż kiedykolwiek. Przed przyjazdem do Holminster jego strach był przytłumiony i niezmienny, wynikał bowiem ze świadomości, że nie ma nadziei na jakąkolwiek odmianę, że jego udręka będzie trwała dzień po dniu, tydzień po tygodniu, całymi latami, bez końca. Tymczasem t e r a z lęk stał się dziki i nieokiełznany, ostry i bezlitosny. Odmiana w jego życiu jednak nadeszła, a to oznaczało, że zawsze istnieje możliwość powrotu do poprzedniego stanu - a wiedział, że tego nie będzie w stanie znieść.
Zapragnął odejść.
- Muszę już iść - powiedział. - Mam sporo do zrobienia.
Ben podniósł oczy. Zawahał się przez chwilę.
- Myślałem, że... że wrócisz ze mną, jak zwykle...
Elliot pokręcił głową, próbując odpędzić hałaśliwe dźwięki i obrazy, kotłujące się wewnątrz jego czaszki.
- Dziś nie mogę. Może w przyszłym tygodniu.
/A może nigdy./ Krzycząca maska. Maska krzyku. Wyobraził sobie ciężki bucior, który depcze maskę, uciszając ten wrzask, niszcząc, wymazując wszystko. /Jestem silny. Jestem silny. Mogę stać się nieustraszony./
(...)
/Jeśli chcesz, żeby ludzie przestali cię ranić, musisz zranić ich pierwszy. Wtedy już nie mogą nic ci zrobić. Jesteś silny. Nie dbasz o nic. Stwarzasz sam siebie, więc nie musisz się niczym przejmować./
- Jeśli chcesz, mogę przynieść to zdjęcie do szkoły - ciągnął Ben. - Oczywiście jeśli tylko masz ochotę. To znaczy, ja nie chciałem... cię zmuszać. To znaczy... - Głos zamarł mu w krtani.
Żołądek Elliota skurczył się gwałtownie.
- Ani mi się waż podchodzić do mnie w szkole! Zrozumiałeś?
Ben stał ze zwieszoną głową, pokornie przyjmując wszystkie ciosy. Przypominał szczenię, któremu wymierzono kopniaka, a ono wciąż
wraca po więcej. /Pytanie brzmi: ile razy trzeba kogoś skopać, zanim ten pojmie, o co chodzi?/
Ben szepnął coś, ale Elliot nie dosłyszał słów.
- Co powiedziałeś? - Zabrzmiało to głośniej i bardziej surowo, niż zamierzał, i Ben znowu jakby skulił się w sobie.
- Nie zrobię tego. Nigdy bym tego nie zrobił.
Cierpka woń gnijących liści wypełniła nozdrza Elliota. Zapach śmierci. Rozkładu. Zepsucia.
Nie patrząc na Eliiota, Ben odwrócił się i ruszył z powrotem tą samą drogą, którą przyszli. Elliot przezwyciężył pragnienie, żeby go zawołać.
/Powinieniem był mu przynajmniej powiedzieć,/ pomyśłał /Powinienem był mu zdradzić tajemnicę przetrwania./ Przetrwać wcale nie jest tak trudno. Wystarczy po prostu odciąć wszystkie części swojej osobowości, które sprawiają, że nie pasujesz do reszty. Po pewnym czasie nowa tożsamość staje się twoją drugą naturą i zaczyna ci się wydawać, że zawsze byłeś taki jak teraz.
Największą trudność sprawia umiejętne kierowanie nowymi osobowościami i utrzymanie ich wszystkich na bezpieczną odległość.
Już miał pobiec za Benem, ale wewnętrzny głos przywołał go do porządku. /Nie bądź głupi./

"Inny Elliot" - Graham Gardner

środa, 16 września 2009

King!

Mówiono o nim King
W mieście świętej Wieży

Pamiętam z podstawówki
Jak całował się z papieżem
Przejeżdżał też sekretarz
Gdy przecinano wstęgę
Kingy poszedł na wagary
Pomarzyć o czymś innym


Jest zajebiście. Ba. Nawet kurwa lepiej. Bluzgam, bo mi wolno. Pije, bo nikt mi nie zabroni. Palę i chuj.

Wrzuciłem na luz, jednocześnie włączając piąty bieg życia. Widuję ludzi. Idę na sushi. Olewam problemy. Jest mi super. Nie przejmuję się.

BO MI KURWA WOLNO!

I jest mi z tym po prostu zajebiście.

Weekend w Nowym Sączu - nie mogę się doczekać.


nikisaku

wtorek, 8 września 2009

Poranki.

Poranki są dziwne. Są w sumie niemal bliźniacze. Wyłączam rozkrzyczany budzik w komórce, przecieram twarz. Podchodzę do okna, zamykam je. Zawsze śpię przy otwartym, lubię jak jest chłodno. Dużo milej mi się wtedy zakopuje pod kołdrą. Owijam się kocem i idę do kuchni w ciszy przerywanej jedynie tykaniem zegarka w łazience, szumem komputera który działał całą noc i szuraniem moich stóp o wykładzinę. Zdobywam jakiś substytut śniadanio-obiadu z mniej lub bardziej półśrodków, pakuję to do mikrofalówki i sprawdzam, czy noc przyniosła mi coś przez sieć jak spałem kolejnym przerywanym snem. Spożywam, ubieram się, myję zęby i lecę na autobus machając wspominanemu gdzieś po drodze panu od sprzątania.

Poranki niosą ze sobą też coś innego - violent mood swings. Poruszając się tuż po obudzeniu w tym burdelu jakim jest mój pokój i patrząc na kolejną papkę jedzeniopodobną miewam przeróżne zjazdy. Od ogromnych chęci i radości przez bezgraniczną irytację aż po wręcz rozpacz. Dużo determinuje to w jakim humorze kładłem się spać.

Noce też mam w sumie z szablonu. Krótkie, przerywane sny, rzucanie okiem na zegarek i obliczanie ile mi pozostało do rozdzierającego ostatni sen budzika.

Oczywiście powyższe zdarza się tylko jak śpię sam.

Fakt, stanowi to niemal sto procent nocy.

Jestem pieszczochem. Jestem cholernym pieszczochem. Najlepiej i najbezpieczniej na świecie jest mi wtedy, kiedy mogę się wtulić w A. i olać wszystko. Najlepiej wtedy mi zasnąć. Miarą tego jak mi przy kimś dobrze jest to jak łatwo przy tym kimś zasypiam. Przy A. potrafię niemal natychmiast. Czuję się wtedy pewnie i spokojnie. Kocham ją, no.

Mam w sobie sporo ze zwierzątka futerkowego. Im dłużej brakuje mi takiej zwykłej opcji poleżenia i powtulania się tym bardziej osowiały się robię. Najlepiej mi wtedy łazić na spacery. Samotne spacery są lepsze niż samotne gapienie się w ścianę, prawda? Zazwyczaj robię parę kółek po ulicy Zwycięstwa w Gliwicach, potem zachodzę do jakichś znajomych w VideoWorld, może na kogoś wpadnę po drodze. Ewentualnie wpadam do znajomej knajpy na piwo, ale to rzadziej. Wtedy jak wracam do domu to akurat tak, żeby obejrzeć jakiś film, wykąpać się i pójść do łóżka. Ograniczam samotność w pokoju jak mogę.

Minus jest taki, że nie sprzątałem w tym syfie od kilku miesięcy tak bardziej. Przydałoby się w końcu, niby. Ale nie potrafię się do tego zmusić. Kiedyś będę musiał, cóż.

A póki co, to trzeci dzień z rzędu boli mnie głowa. Tabletki przestają pomagać. Nie wiem, nie wiem.


nikisaku

poniedziałek, 7 września 2009

Szklany człowiek.

Mam za sobą tydzień. Kolejny z mojego życia, tho, nic specjalnego. Spędziłem go głównie na spacerowaniu i oglądaniu filmów. Wracałem z pracy, lądowałem w Gliwicach, szedłem ewentualnie załatwić swoje sprawy, pospacerować trochę, obejrzeć wieczorem film po czym myłem się i szedłem spać. Gdzieś po drodze poznałem się z Domką.A właściwie Domka poznała się ze mną.

Domka zaczepiła mnie na skype, bo jej się nudziło. Mówi, że wpadła na mnie przypadkiem. Nie zdarzyło mi się coś takiego jakoś od czasów gimnazjum, hah. Przyjemna sprawa. Domka jest miłą, uprzejmą, elokwentną i sympatyczną dziewczyną, którą szybko polubiłem. Miło mieć kogoś z kim można powymieniać kilka sympatycznych smsów w ciągu dnia, kto zawsze odpisze, prawda? Jakoś weselej się na świecie robi od razu. Toteż cieszę się, że Domkę poznałem, a właściwie, że Domka poznała mnie ze sobą.

Tydzień spędziłem na odosobnieniu towarzyskim ponieważ nie miałem ochoty się z nikim widzieć. Nie mogę powiedzieć, żebym nadal był szczególnie stabilny psychicznie i głupio mi tak nagle łapać dół przy ludziach, prawda?

W piątek za to rzuciłem tym wszystkim i poszedłem do Blejka. Zrobiliśmy sobie night out. W sumie evening out będzie celniejszym określeniem. Spotkaliśmy się z Oskarem, Alicją (którą to parę w końcu miałem szansę bliżej poznać i bardzo się cieszę, naprawdę fajni są), Midianem i kilkoma ludźmi, których pierwszy raz widziałem na oczy. Poszliśmy do byłego [sic!], aktualnie Groty pod Janosikiem posiedzieć i się pointegrować. Było przyjemnie, radośnie, miałem w sobotę kaca.

Weekend spędziłem na parapetówce u siostry. Spotkałem tę część rodziny, którą lubię. Było tak.. Miło. Co prawda ze dwie czy trzy osoby się upiły, ale nie jakoś strasznie. Ja raczej siedziałem z młodszą częścią. W sumie tak trochę.. Dziwnie. Z jednej strony już nie te lata, żebym siedział z młodszymi, ale jeszcze nie te, żebym pakował się między starszych. Zawieszenie nieco. Mimo wszystko było miło.

Staram się słuchać muzyki nastrajającej mnie pozytywnie. Przoduje w tym Bon Jovi z Have A Nice Day. Świetna piosenka, chociaż powstała zabarwiona politycznie. Ale jakoś jak ją puszczam to od razu jest mi bardziej. Bardziej mi się chce, bardziej jestem wydajny, bardziej szarżuję. Na plus, no.

Znów boli mnie głowa. Rozniesie mnie z tym, po prostu rozniesie. Ale co ja mogę, biedny robaczek. Jak dojadę do Katowic to kupię sobie ibuprom, doładuję konto w telefonie, wepchnę głeboko w uszy słuchawki i puszczę muzykę.

Oh, if there is one thing I hang on to,
That gets me through the night.
I ain't gonna do what I don't want to,
I'm gonna live my life.
Shining like a diamond, rolling with the dice,
Standing on the ledge, I'll show the wind how to fly.
When the world gets in my face,
I say, Have A Nice Day
Have A Nice Day!



nikisaku

środa, 2 września 2009

Untitled

Buy it, use it, break it, fix it,
Trash it, change it, mail - upgrade it,
Charge it, point it, zoom it, press it,
Snap it, work it, quick - erase it,
Write it, cut it, paste it, save it,
Load it, check it, quick - rewrite it,
Plug it, play it, burn it, rip it,
Drag and drop it, zip - unzip it,
Lock it, fill it, call it, find it,
View it, code it, jam - unlock it,
Surf it, scroll it, pause it, click it,
Cross it, crack it, switch - update it,
Name it, rate it, tune it, print it,
Scan it, send it, fax - rename it,
Touch it, bring it, Pay it, watch it,
Turn it, leave it, start - format it.


Technologic chodzi za mną od przedwczorajszej wycieczki do Rzeszowa. Nie mogliśmy z Sethem spać w nocy z niedzieli na poniedziałek, to raczyliśmy się kawałkami Daft Punk. Świetna piosenka, naprawdę. W sumie kiedyś trochę straszył mnie teledysk.. Kojarzycie? Z tym robocikiem.

Co ze mną? Lepiej, przyznaję, lepiej. Nie jest może jakoś szczególnie zajebiście, ale psyche podbudowałem. Przez tydzień jestem bez towarzystwa w Gliwicach. Po pracy wracam, załatwiam parę spraw i zamykam się w pokoju. Też można. Da się odpocząć. I może w końcu posprzątam. Należałoby.

Wycieczkę do Rzeszowa muszę zaliczyć do całkiem udanych. Chociaż byliśmy padnięci, to pozwiedzaliśmy trochę, połaziliśmy, porobiliśmy kilka zdjęć, wpadiśmy na jedno piwo do tamtejszego Carpe Diem. Przyjechaliśmy tam z samego rana, wieczorem wróciliśmy. Przydatna sprawa taka wycieczka. Dawno tego nie robiłem.

Od wczoraj cieszę się kolejnym wydaniem Opery - Opera Turbo 10.00. Trzeba przyznać, że zrobili kawał dobrej roboty. Pomijając detale typu skórka to przede wszystkim funkcja Turbo, która pozwala szybko przeglądać strony nawet na wolniejszych łączach mnie urzeka. Świetny pomysł. Oraz nieduże zużycie pamięci, co, jak słusznie zauważył GREY wytrąca Google Chrome argument najmniejszej przeglądarki. Przyjemnym dodatkiem jest też opcja zamiany paska narzędzi na jeden przycisk z boku, chociaż czasami zdarza się, że ten przycisk znika. Ale to będzie poprawione, z całą pewnością. Ogólnie rzecz biorąc - czuję się dumnym użytkownikiem Opery. Nadal.

Czy moje grzechy zostały odpuszczone? Nie wiem, szczerze, nie wiem. Mam nadzieję. A. siedzi na obozie. Wraca w poniedziałek. Tęsknię, cholernie tęsknię, no.

Zaczyna mi wracać coś na wzór spokojnego snu. Zaczynam mieć mniej przerywane sny, sypiać po kilka godzin zamiast kilku minut. Tabletki szczęścia znów zaczynają działać.

Wszystko wraca na stare tory? Pewnie tak. Nie wiem. Skąd mam wiedzieć. Jedno, co w tej chwili jest pewne - boli mnie głowa. Będę musiał się uraczyć jakimś Ibupromem jak dojadę do Katowic i dotrę do kiosku.

Please tell me now what life is
Please tell me now what love is
Well tell me now what war is
Again tell me what life is

For the greater good of God



nikisaku