piątek, 27 lutego 2009

Kacowny dzień.

Dzisiaj ciężko o notkę. Siedzę już w autobusie skierowanym na dom, dogorywają we mnie resztki kaca, który trawił mnie prawie cały dzień. A zaczęło się od zwykłego 'Blejk, może na piwo'...

Ech.

Chyba dzisiaj nie napiszę nic konstruktywnego.

Sorry.

Idę grać w GTA2.


nikisaku

czwartek, 26 lutego 2009

Pokolenie słuchawek

Mając okazję korzystać ze środków transportu publicznego od jakichś siedmiu lat praktycznie dziennie mam mnóstwo okazji do obserwacji. Przerobiłem już zdaje się każdy rodzaj człowieka, jaki może zawitać do autobusu, tramwaju, czy pociągu. Spotykałem grupy pseudokibiców, z czego tą, która kiedyś dość szczelnie wypełniła pociąg osobowy wspominam dość miło.

Otóż ci ludzie wpakowali się z dość bezpośrednimi hasłami do składu i było jasne, że jadą na ustawkę. A ja, cóż, nie wyglądam jak ktoś, kto mógłby się w taki tłum wmieszać, toteż wcisnąłem nos głęboko w książkę i patrzyłem na nic. Czworo z nich dosiadło się do mnie, z czego jeden potraktował mnie niechcący kolanem. Co mnie zaskoczyło? Otóż, bardzo mnie przeprosił. Nawet się zapytali, czy mi nie przeszkadzają. I pytali serio, nie z tą typowo dresiarską ironią, która zamiast kropki przynosi pięść.

A wysiadając zostawili mi trochę coli z wódką.

Ale nie to ma być tematem.

Obserwując każdego członka każdej grupy społecznej na przestrzeni siedmiu lat dochodzę do wniosku, że żyjemy w pokoleniu słuchawek. Lata temu były to wyjątki, teraz to reguła. Ludzie coraz mniej rozmawiają ze sobą, a coraz więcej przysypiają z słuchawkami wbitymi głeboko w uszy, z muzyką puszczoną czym głośniej.

Sam się z tego trendu nie wyłamuję. Za czasów gimnazjum jeździłem z discmanem, potem z odtwarzaczem mp3, a teraz, koniec końców, mam moje demonstracyjnie wielkie słuchawki na uszach i puszczam muzykę z Raziela pisząc poranne notki.

Uważam, że to straszne. I się rozrasta. Na krótkie podróże, jak niespełna piętnastominutowy spacer do A. biorę moją wysłużoną mp3. Nawet jak przechodzę na drugą stronę ulicy to musi mi coś grać. I jak tak patrzę, to nie tylko ja. Wczoraj nawet miałem okazję minąć się z dwiema kobietami, które prowadziły dość aktywny dialog, ale każda miała w jednym uchu słuchawkę.

W pracy, szkole, ulicy, domu, autobusie. Wszędzie słuchawki. Ludzie coraz mniej obchodzą jedni drugich, rosną między nimi mury. Muzyka pomaga się odstresować, pomaga się nakręcić, pomaga zbudować nastrój, pomaga odpocząć i spiąć w sobie siły do pracy.

A to, moi mili, uzależnienie. Muzyczny nałóg naszych czasów. Z jednej strony to oczywiście dużo lepiej, że ktoś wybiera muzykę ponad używki, aczkolwiek nie można całkiem uciekać. Dochodzi nawet do takich uroczych sytuacji, jak ta, że przedstawiciele subkultury przyrostu masy i naprawdę szybkiego zarobku zamiast standardowego 'Za kim idziesz!?' zadają niemniej trudne pytanie 'Czego słuchasz!?'.

A mawiają, że muzyka łagodzi obyczaje.

Żeby nie wyciągać pochopnych wniosków: nie mam zamiaru demonizować tej gałęzi sztuki. To byłaby hipokryzja. Po prostu czekam na moment, kiedy będą dostępne wszczepy douszne z dowolną playlistą dowolnych rozmiarów. Z BGM dla całego życia. Od Fasolek po chóry kościelne. Uwzględniające etapy fascynacji Disco Polo, Techno, Rockiem, Metalem, etc.

Cóż, pozostawię to tak, jak jest, puszczając sobie Koniec Świata - Muzyka Cuda Czyni.

Mam tylko nadzieję, że nie zatracimy się w tym do końca i jeszcze ocaleją werbalne kontakty międzyludzkie. Pozamuzyczne werbalne kontakty międzyludzkie.

Dopisek popracowniczy:
Generalnie ten tekst wziął się stąd, że tęsknię za nie tak znów odległymi czasami, kiedy w pociągach czy autobusach, zazwyczaj przemieszczając się pod wpływem poznawałem masę fantastycznych ludzi. Do dzisiaj naprawdę cudnie wspominam pewnego bodajże Łukasza, studenta z gliwic, czy całą ekipę, z którymi dzieliłem przestronne przedziały pociągu osobowego. Znajomości na pół godziny, ale po prostu cudowne. Można przegadać w te głupie pół godziny każdy temat na świecie, poczynając od tego, że jest zimno, kończąc na zamknięciu umysłowym dzisiejszego społeczeństwa. Najlepiej się o tym rozmawia z ludźmi, których właśnie się poznało i będzie znać tylko 35 minut drogi Katowice - Gliwice, bo potem nawet się nie poznacie na ulicy. To piękne. Jak zdarzało mi się tłuc dość regularnie po 10 godzin na trasie Katowice - Gdańsk, to nie poznawałem tak wielu ludzi, jak w tych rozsypujących się składach śląskich tras. Ja jestem generalnie bardzo otwarty na ludzi i A. się dziwi, że potrafię się dogadać tak z jakimś Panem Prezesem jak i z panią z okienka na poczcie, czy siedzącą za kasą w Biedronce. Otóż, to też są ludzie. Wszyscy, bez wyjątku. Oto cała tajemnica. Traktuj kogoś jak przyjaciela, a on ci tą przyjaźń okaże, bo ma dość przewijającego się szarego tłumu bez osobowości i z pretensjami. Znacznie milej zapytać się skąd ten plaster, zły humor, czy wyrazić nadzieję, że wszystko dobrze niż udawać, że nie widzi się potrzebnych drobniaków czy pojawiać się z kolejną pilną sprawą. Wrzuć na luz i zobacz człowieka, a nie krawat, czy kasę fiskalną.

Hah! Życzenia się spełniają. Chwilę temu obudził mnie przemiły chłopak informując mnie, że prawie spadł mi Raziel, jako że zasnąłem z słuchawkami. Pogadaliśmy o pracy, cenach leków, muzyce. I muszę w sobotę o 17 pamiętać, żeby włączyć internetami radio studenckie Egida. Polecam szczerze, zapowiada się świetnie.
Pozdrawiam cię!


nikisaku

środa, 25 lutego 2009

Kolejny poranek.

I ponownie na stałym miejscu pociągowym.

Weszła i rozgościła się w mojej głowie myśl o priorytetach ludzkich.

Otóż ludzie mają przeróżne piramidy własnych wartości, priorytetów, rzeczy, które są dla nich ważne. U mnie ma to układ mniej więcej:

A) Moja Ukochana
B) Moi przyjaciele
C) Praca
D) Szkoła
E) Reszta [z wieloma podpunktami]

Dzisiaj muszę sobie tą piramidę nieco przemodelować i postarać się postawić szkołę nad pracą. To niewygodne, ale konieczne. Każdy ciężko znosi przemodelowania w życiu, zwłaszcza jak wiążą się one z niewygodami. I są na krótką metę.

Otóż jako uczeń zaocznego LO [czwarty semestr] powinienem raczej stawiać szkołę dość wysoko, zwłaszcza, że dość zależy mi na zdaniu matury. A nauka jest tutaj w systemie co-drugi-weekend-chociaż-być-może-nieco-częściej. Praca to z kolei magazyn farmaceutyczny, Farmacol Katowice, co sprawia, że placówka ta jest otwarta właściwie niemal codziennie. A gdy nadchodzi czas targów, czyli jak na przykład teraz, to wręcz 24/7. I tu stajemy w obliczu konfilktu. Czyli muszę przekonać mojego kierownika, że nie mogę się pojawić w sobotę, gdyż muszę być w szkole, chociażby miał mnie za to zabić. I mam wrażenie, że będzie próbował. Dlaczego nie mogę postąpić według punktów, które wyżej napisałem, iść w sobotę do pracy, olać zajęcia i pojawić się w szkole w niedzielę? Przecież to by było takie proste i wygodne, prawda? No właśnie. Taki nawet był plan wstępny, ale potem zajrzałem sobie na plan lekcji. I dojrzałem tam przedmioty, których najzwyczajniej nie mogę opuścić. To naprawdę niewygodne, zwłaszcza, że wolałbym pójść do tej pracy. Cóż, zobaczymy jak sytuacja się rozwinie, dopiszę po pracy, czy wywalczyłem swoje.

W sumie przypomniała mi się sytuacja, kiedy to z A. oglądaliśmy Adwokata Diabła [jeżeli oglądany, to zrozumiesz]:

nikisaku> Widzisz? Tak skończyła, bo ścięła sobie włosy. Właśnie dlatego.
A.> Tak. Ale on miał pojebane priorytety.
n> Jeżeli zetniesz sobie włosy, to ja też pojebię swoje.
A.> Nie, skarbie. To jak TY pojebiesz sobie priorytety, to JA zetnę włosy.

No i tutaj dość solidnie obicałem, że nigdy nie poprzestawiam swojej piramidki priorytetowej. No, ale tutaj chodziło tylko o nie stawianie pracy ponad związkiem, czego i tak nie potrafiłbym zrobić.

I jak słowo daję, muszę się w końcu zabrać za pracę semestralną na biologię. Fajnie byłoby to napisać przed weekendem. A nawet nie wiem jak się za to zabrać. Chyba już mam co dzisiaj robić po pracy. Ech.


Dopisek popracowniczy:

Udało mi się dogadać z kierownikiem, wybrałem szkołę. Co prawda docierała do niego ta niewygodna prawda przez całą zmianę, ale w końcu padło na moje. I powiem szczerze, nie jestem pewien, czy tego chciałem. Ale mam to zajebiste uczucie pod tytułem 'zrobiłem dobrze'. Ostatnio zaczynam ustawiać moje życie coraz bardziej na właściwe tory, co jest dla mnie samego zaskakujące. Ale kształtują mnie ludzie. Otoczenie. Świat. I przyznam to z całą pewnością: jest mi lepiej. Dużo. Cała sztuka polega na tym, żeby wiedzieć, kogo słuchać. Reszta już z górki. Tylko, że ta nauka do każdego dociera osobno i potrzeba na to mnóstwo czasu. Mnie to zajęło drobne dwadzieścia lat.


nikisaku

wtorek, 24 lutego 2009

Piąta rano.

O piątej rano myśli płyną nieco inaczej. Może szybciej. Po prostu lepiej mi się o tej godzinie pisze. Można do tego dołożyć fakt, że zazwyczaj wtedy siedzę w pociągu, podążając do pracy.

Chociaż aktualnie pociągowi się utknęło gdzieś między Gliwicami a Zabrzem. Zgasł, a kierownik biega nerwowo z jednego końca na drugi, ciągnąc za sobą imponujący pas wiatru.

Nie wygląda na człowieka, który potrafi się tak szybko przemieszczać, szczerze mówiąc.

Póki co mam za sobą jakieś sześć minut tkwienia tutaj, cztery przeloty kierpocia i z dziesięć nieudanych prób uruchomienia składu. Robi się ciekawiej.

Po trzynastu minutach udaje nam się ruszyć. Kiedy to za kwadrans powinien witać Katowice. Coś mi mówi, że dzisiaj się spóźnię. Cóż.

W każdym bądź razie wracając do moich porannych podróży - myślę, że lekkość pisania o tej godzinie bierze się stąd, że zazwyczaj jestem jeszcze nie do końca rozbudzony, pomimo, że wstałem półtorej godziny temu. Jeszcze świat za oknem śpi i odmawia obudzenia się, jeszcze niebo jest czarne, jeszcze trzymam się świadomości, że chcę jak najszybciej wrócić do tego ciepłego łóżka z którego mnie tak brutalnie porwano. Krótko mówiąc - przez głowę przelatuje mi tysiąc myśli na godzinę. Całkiem przyjemny stan, trzeba przyznać, jako, że lubię się zastanawiać nad wszystkim. Od dzieciaka jestem ciekawski, a mojego ojca szanuje za to, że z najwyższą cierpliwością odpowiadał na każde 'Dlaczego?'. A pytałem się o wszystko. Potrafiłem go wypytać o każdą rejestrację każdego samochodu na parkingu. 

Ogólnie mam fajnego ojca. Ma masę irytujących cech, ale kocham go bardzo.

Zmieniając temat.

Gapienie się za okno.

Takie moje hobby. Jak gdzieś jadę, czy to autobusem, czy pociągiem, lubię się lampić przez szybę. Oczywiście po tym, jak pokonałem daną trasę niezliczone ilości razy na przestrzeni siedmiu lat dojazdów to już nie ma tej magii, ale cały czas przypomina mi się moja pierwsza podróż, całkiem samodzielna do szkoły. Strasznie się stresowałem, że nie będę wiedział gdzie wysiąść, chociaż wysiadałem na ostatnim przystanku, gdzie pójść, chociaż ojciec przejechał ze mną tą trasę dwa razy, żeby mi udowodnić, że jest prosta. Wszystko było fascynujące i nieco przygniatające. Teraz świat za szybą interesuje mnie jak jadę w jakieś nieznane miejsce. 

Kiedy byłem w mojej drugiej pracy, miałem mnóstwo jeżdżenia samochodem po przeróżnych miejscowościach, takich małych i dużych. Dzięki temu poznawałem masę ciekawych ludzi, od zwykłych pracowników biurowych po wojewodów, starostów, czy prezesa transportu publicznego w Tychach.

Chociaż muszę przyznać, że hot-dogi w Kędzierzynie są niezrównane.

Dygresja: właśnie miałem najszybszą kontrolę biletów w życiu.

W sumie niespecjalnie wiem, co tu jeszcze dodać. Naprawdę, nigdy nie byłem dobry w zakańczaniu tekstów. Nawet kiepski nie byłem. Po prostu ciężko mi skończyć jakoś sensownie, zwłaszcza, że skaczę po tematach. Za to w życiu potrafię tak ładnie, zgryźliwie i cynicznie czasami. Ach, te różnice.

nikisaku

poniedziałek, 23 lutego 2009

<3

Żeby blog był blogiem, musi mieć elementy miłosne. Cóżto by był za pamiętnik bez "Kocham Annę" gdzieś na marginesie, prawda?

Nie piszę takich rzeczy po marginesach.

Poświęcam im całe strony.

I ponieważ to mój blog, pozwolę sobie poświęcić temu ten oto wpis z porannej drogi Gliwice - Katowice.

Otóż - Kocham. Przez długi czas żyłem w przekonaniu, że zwierzęciem stadnym nie jestem i w pary się nie łączę. Życie udowodniło mi braki w moim myśleniu dwoma dość nieudanymi, acz miłymi związkami, z czego po jednym nie potrafiłem się wygrzebać kawał czasu. I tak po pół roku przemykania bokiem po świecie pojawiła się Ona. W sumie znaliśmy się już kawał czasu, ale jakoś w ciągu jednego popołudnia to ewoluowało z okazyjnej przyjaźni na zasadzie rodzeństwa w ciężko pojmowaną miłość. Na początku w ogóle się tego wypieraliśmy z całych sił, ale koniec końców zostaliśmy razem, postanawiając nie walczyć z tym, co nam dano. Zyskałem szczęście, radość, spokój. Jakiś czas po tym mnie rzuciła, ja poszedłem się uchlać, wróciła tego samego wieczora. Potem mieliśmy miesięczną przerwę po której dotarło do nas, że jedno nie chce żyć bez drugiego. Udowodniono mi, że jednak jestem zaprojektowany do kochania, a jako bonus za przyznanie racji światu dostałem najwspanialszą kobietę na świecie, która jest ciepła, czuła, świetnie sobie radzi w grach [co mnie średnio wychodzi], genialnie gotuje [a patrzenie na nią w kuchni jest naprawdę niesamowitym przeżyciem], z którą mogę pójść do kina, teatru i knajpy i za którą oddałbym życie.

Od tamtego pamiętnego wieczoru w parku minęło niespełna dziewięć miesięcy. A ja nie wyobrażam sobie życia bez niej.

To beznadziejnie romantyczne i nie w moim stylu.

Ale jestem najszczęśliwszy na świecie.

Kocham cię, A.

P.S.
Muszę również przyznać rację koledze z pierwszej mojej pracy [niestety, nie pomnę już jego imienia], który to, kiedy ja w wieku chyba 17 albo 16 lat wygłosiłem, że nie spodziewam się posiadać kobiety powiedział, że jestem głupi, bo młody i że jego brat niedawno się w końcu zakochał, a skończył lat 30. Pokornie opuszczam głowę i przynaję się do błędu.

nikisaku

niedziela, 22 lutego 2009

Leniwie.

Nie, nie zapomniałem o istnieniu tego tworu.
Jeszcze.

Po prostu jestem leniwy i zalatany.

Tłumaczenia.

W każdym bądź razie, mam za sobą pierwszy wolny dzień od dwóch tygodni. Jak to zgrabnie określił mój tryb życia Egon - it's slavery! Ale cóż począć, tak trzeba. Mam za sobą sobotę w pracy, potem uciekło mi się na 6 godzin do Jastrzębia, do córeczki. Nie biologicznej. Żeby nie było. Spędzałem czas tak, jak uwielbiam: leżąc słuchając muzyki i prowadząc długie, bezcelowe rozmowy oo niczym. To takie.. Odprężające. Dzisiaj po prostu wstałem, posiedziałem, poszedłem do mojej Ukochanej. To wspaniałe, bez gonitwy, ze spokojem. Obejrzeliśmy 'Między niebem a piekłem'. Finał nieprzewidywalny, jako, że ona zasnęła, a ja się wzruszałem.

Dałem się też nabrać Piernikowi i Żonie Dżekiego, których stąd pozdrawiam. Dowcipy telefoniczne się nie zestarzeją, miałem mnóstwo frajdy dając się nabrać. Bo najważniejszy jest pomysł!

To będzie na tyle, so far. Idę się zmyć.

nikisaku

sobota, 21 lutego 2009

Wczorajsze pociągowe.

Mając dwadzieścia minut do dojechania do swojej stacji stwierdziłem, że coś skrobnę. Zabawnie pisze się bez papierosa, jest jakąś stałą częścią mojego pisania notek. 

Papierosy. Nałóg. Zgubny, śmierć za 8,10zł paczka. Pewnie potrafiłbym bez nich żyć, oczywiście, zapewne dłużej niż z nimi. Ale jakoś, przynajmniej na razie.. Nie chcę próbować. Dobrze mi z nimi, relaksują, dają delikatne, przyjemne odprężenie. Osobiście kocham uczucie wypełniającego mnie dymu, syfu wszechogarniającego płuca, goszczącego tam chwilę i uciekającego szybko. Tak, jakby z każdym wydechem zabierał ze sobą część moich irytacji. Chociaż fakt jest taki, że sam tam zostawia swoje, nie biorąc ze sobą nic poza zdrowia. I cóż ja mogę począć? Nałóg.

nikisaku

środa, 18 lutego 2009

Notki nie będzie, autor ma zamiar pić.

nikisaku

wtorek, 17 lutego 2009

Wieczorową porą.

Cenię sobie chwile takie jak ta - zakładając, że do rana i tak nie mam szans się wyspać siedzę z Foo Fighters leniwie sączącymi się przez słuchawki, papierosem, czymś do picia, patrząc się w ekran Raziela. Mojego netbooka znaczy. Stwierdziłem, że Acer Aspire One brzmi zbyt oficjalnie.

Takie wieczorne momenty sprzyjają refleksji, nudzie, czy też najzwyklejszemu na świecie nicnierobieniu. Często po prostu trawię tak wydarzenia mijającego dnia. A dzisiaj dzień był zakręcony, dość. Jako, że Seth kończył 21 lat, było sporo zabawy po pracy, wliczając w to wycieczkę do Mysłowic, podczas której samochód Tofu podejmował usilne próby zagazowania całej trójki w środku, które opisze później. Dużo śmiechu, dużo zakręcenia. Lubię takie dni.

Wieczory, noce mają w sobie jakąś trudną do ujęcia magię.  Taki spokój. Nie licząc okresowej grupki pijanych ludzi wyrażających co mają do świata na głos. Każdy ma swój rodzaj swobody.

Nie mając nic więcej do napisania w tej chwili pozwolę sobie zakończyć ten wpis. Cóż powiedzieć, nigdy nie byłem dobry w puentach, zatem pospolite - dobrych wieczorów.

nikisaku

poniedziałek, 16 lutego 2009

Początek.

Cóż, siedząc przy wieczornej fajce pomyślałem. Z tego myślenia wyszły dwie rzeczy.

Pierwsza - Pall Malle jednak są gorsze od L&M.

Druga - założę sobie bloga.

Co prawda byłem posiadaczem paru takowych i każdy umierał śmiercią beznotkową, ale stwierdziłem, że jeszcze jeden nie zaszkodzi. Zwłaszcza, jak jest za darmo, prawda? Toteż jak mnie najdzie, to będę tutaj uzewnętrzniał części swego życia, do publicznego wglądu bliżej nieokreślonej, aczkolwiek zapewne dość małej ilości internautów. Miłego czytania zatem.

nikisaku