czwartek, 26 lutego 2009

Pokolenie słuchawek

Mając okazję korzystać ze środków transportu publicznego od jakichś siedmiu lat praktycznie dziennie mam mnóstwo okazji do obserwacji. Przerobiłem już zdaje się każdy rodzaj człowieka, jaki może zawitać do autobusu, tramwaju, czy pociągu. Spotykałem grupy pseudokibiców, z czego tą, która kiedyś dość szczelnie wypełniła pociąg osobowy wspominam dość miło.

Otóż ci ludzie wpakowali się z dość bezpośrednimi hasłami do składu i było jasne, że jadą na ustawkę. A ja, cóż, nie wyglądam jak ktoś, kto mógłby się w taki tłum wmieszać, toteż wcisnąłem nos głęboko w książkę i patrzyłem na nic. Czworo z nich dosiadło się do mnie, z czego jeden potraktował mnie niechcący kolanem. Co mnie zaskoczyło? Otóż, bardzo mnie przeprosił. Nawet się zapytali, czy mi nie przeszkadzają. I pytali serio, nie z tą typowo dresiarską ironią, która zamiast kropki przynosi pięść.

A wysiadając zostawili mi trochę coli z wódką.

Ale nie to ma być tematem.

Obserwując każdego członka każdej grupy społecznej na przestrzeni siedmiu lat dochodzę do wniosku, że żyjemy w pokoleniu słuchawek. Lata temu były to wyjątki, teraz to reguła. Ludzie coraz mniej rozmawiają ze sobą, a coraz więcej przysypiają z słuchawkami wbitymi głeboko w uszy, z muzyką puszczoną czym głośniej.

Sam się z tego trendu nie wyłamuję. Za czasów gimnazjum jeździłem z discmanem, potem z odtwarzaczem mp3, a teraz, koniec końców, mam moje demonstracyjnie wielkie słuchawki na uszach i puszczam muzykę z Raziela pisząc poranne notki.

Uważam, że to straszne. I się rozrasta. Na krótkie podróże, jak niespełna piętnastominutowy spacer do A. biorę moją wysłużoną mp3. Nawet jak przechodzę na drugą stronę ulicy to musi mi coś grać. I jak tak patrzę, to nie tylko ja. Wczoraj nawet miałem okazję minąć się z dwiema kobietami, które prowadziły dość aktywny dialog, ale każda miała w jednym uchu słuchawkę.

W pracy, szkole, ulicy, domu, autobusie. Wszędzie słuchawki. Ludzie coraz mniej obchodzą jedni drugich, rosną między nimi mury. Muzyka pomaga się odstresować, pomaga się nakręcić, pomaga zbudować nastrój, pomaga odpocząć i spiąć w sobie siły do pracy.

A to, moi mili, uzależnienie. Muzyczny nałóg naszych czasów. Z jednej strony to oczywiście dużo lepiej, że ktoś wybiera muzykę ponad używki, aczkolwiek nie można całkiem uciekać. Dochodzi nawet do takich uroczych sytuacji, jak ta, że przedstawiciele subkultury przyrostu masy i naprawdę szybkiego zarobku zamiast standardowego 'Za kim idziesz!?' zadają niemniej trudne pytanie 'Czego słuchasz!?'.

A mawiają, że muzyka łagodzi obyczaje.

Żeby nie wyciągać pochopnych wniosków: nie mam zamiaru demonizować tej gałęzi sztuki. To byłaby hipokryzja. Po prostu czekam na moment, kiedy będą dostępne wszczepy douszne z dowolną playlistą dowolnych rozmiarów. Z BGM dla całego życia. Od Fasolek po chóry kościelne. Uwzględniające etapy fascynacji Disco Polo, Techno, Rockiem, Metalem, etc.

Cóż, pozostawię to tak, jak jest, puszczając sobie Koniec Świata - Muzyka Cuda Czyni.

Mam tylko nadzieję, że nie zatracimy się w tym do końca i jeszcze ocaleją werbalne kontakty międzyludzkie. Pozamuzyczne werbalne kontakty międzyludzkie.

Dopisek popracowniczy:
Generalnie ten tekst wziął się stąd, że tęsknię za nie tak znów odległymi czasami, kiedy w pociągach czy autobusach, zazwyczaj przemieszczając się pod wpływem poznawałem masę fantastycznych ludzi. Do dzisiaj naprawdę cudnie wspominam pewnego bodajże Łukasza, studenta z gliwic, czy całą ekipę, z którymi dzieliłem przestronne przedziały pociągu osobowego. Znajomości na pół godziny, ale po prostu cudowne. Można przegadać w te głupie pół godziny każdy temat na świecie, poczynając od tego, że jest zimno, kończąc na zamknięciu umysłowym dzisiejszego społeczeństwa. Najlepiej się o tym rozmawia z ludźmi, których właśnie się poznało i będzie znać tylko 35 minut drogi Katowice - Gliwice, bo potem nawet się nie poznacie na ulicy. To piękne. Jak zdarzało mi się tłuc dość regularnie po 10 godzin na trasie Katowice - Gdańsk, to nie poznawałem tak wielu ludzi, jak w tych rozsypujących się składach śląskich tras. Ja jestem generalnie bardzo otwarty na ludzi i A. się dziwi, że potrafię się dogadać tak z jakimś Panem Prezesem jak i z panią z okienka na poczcie, czy siedzącą za kasą w Biedronce. Otóż, to też są ludzie. Wszyscy, bez wyjątku. Oto cała tajemnica. Traktuj kogoś jak przyjaciela, a on ci tą przyjaźń okaże, bo ma dość przewijającego się szarego tłumu bez osobowości i z pretensjami. Znacznie milej zapytać się skąd ten plaster, zły humor, czy wyrazić nadzieję, że wszystko dobrze niż udawać, że nie widzi się potrzebnych drobniaków czy pojawiać się z kolejną pilną sprawą. Wrzuć na luz i zobacz człowieka, a nie krawat, czy kasę fiskalną.

Hah! Życzenia się spełniają. Chwilę temu obudził mnie przemiły chłopak informując mnie, że prawie spadł mi Raziel, jako że zasnąłem z słuchawkami. Pogadaliśmy o pracy, cenach leków, muzyce. I muszę w sobotę o 17 pamiętać, żeby włączyć internetami radio studenckie Egida. Polecam szczerze, zapowiada się świetnie.
Pozdrawiam cię!


nikisaku

1 komentarz:

  1. Jakiś czas temu w którymś z poczytniejszych tygodników, na okładce znalazł się temat - "Pokolenie MP3". Nie czytałem, bo uznałem, że jest równie "odkrywczy" co każdy inny temat zaczynający się od słów "Pokolenie".

    Równie dobrze o współczesności można napisać, że to pokolenie Notebooków, czy Komórek, czy Naszej-Klasy, bla bla bla. To nic więcej jak moda, aktualny trend. Jak telewizję spopularyzowano w latach '50 w stanach to też się obawiano, że zniszczy rodzinne wartości, społeczne więzi i takie tam. 60. lat później jakoś nadal potrafimy wychowywać dzieci i nawiązywać przyjaźnie, bo TV nie okazało się społecznym zabójcą. Słuchawki też się nim nie staną.

    Powiedziałem co wiedziałem ;)

    OdpowiedzUsuń