wtorek, 24 lutego 2009

Piąta rano.

O piątej rano myśli płyną nieco inaczej. Może szybciej. Po prostu lepiej mi się o tej godzinie pisze. Można do tego dołożyć fakt, że zazwyczaj wtedy siedzę w pociągu, podążając do pracy.

Chociaż aktualnie pociągowi się utknęło gdzieś między Gliwicami a Zabrzem. Zgasł, a kierownik biega nerwowo z jednego końca na drugi, ciągnąc za sobą imponujący pas wiatru.

Nie wygląda na człowieka, który potrafi się tak szybko przemieszczać, szczerze mówiąc.

Póki co mam za sobą jakieś sześć minut tkwienia tutaj, cztery przeloty kierpocia i z dziesięć nieudanych prób uruchomienia składu. Robi się ciekawiej.

Po trzynastu minutach udaje nam się ruszyć. Kiedy to za kwadrans powinien witać Katowice. Coś mi mówi, że dzisiaj się spóźnię. Cóż.

W każdym bądź razie wracając do moich porannych podróży - myślę, że lekkość pisania o tej godzinie bierze się stąd, że zazwyczaj jestem jeszcze nie do końca rozbudzony, pomimo, że wstałem półtorej godziny temu. Jeszcze świat za oknem śpi i odmawia obudzenia się, jeszcze niebo jest czarne, jeszcze trzymam się świadomości, że chcę jak najszybciej wrócić do tego ciepłego łóżka z którego mnie tak brutalnie porwano. Krótko mówiąc - przez głowę przelatuje mi tysiąc myśli na godzinę. Całkiem przyjemny stan, trzeba przyznać, jako, że lubię się zastanawiać nad wszystkim. Od dzieciaka jestem ciekawski, a mojego ojca szanuje za to, że z najwyższą cierpliwością odpowiadał na każde 'Dlaczego?'. A pytałem się o wszystko. Potrafiłem go wypytać o każdą rejestrację każdego samochodu na parkingu. 

Ogólnie mam fajnego ojca. Ma masę irytujących cech, ale kocham go bardzo.

Zmieniając temat.

Gapienie się za okno.

Takie moje hobby. Jak gdzieś jadę, czy to autobusem, czy pociągiem, lubię się lampić przez szybę. Oczywiście po tym, jak pokonałem daną trasę niezliczone ilości razy na przestrzeni siedmiu lat dojazdów to już nie ma tej magii, ale cały czas przypomina mi się moja pierwsza podróż, całkiem samodzielna do szkoły. Strasznie się stresowałem, że nie będę wiedział gdzie wysiąść, chociaż wysiadałem na ostatnim przystanku, gdzie pójść, chociaż ojciec przejechał ze mną tą trasę dwa razy, żeby mi udowodnić, że jest prosta. Wszystko było fascynujące i nieco przygniatające. Teraz świat za szybą interesuje mnie jak jadę w jakieś nieznane miejsce. 

Kiedy byłem w mojej drugiej pracy, miałem mnóstwo jeżdżenia samochodem po przeróżnych miejscowościach, takich małych i dużych. Dzięki temu poznawałem masę ciekawych ludzi, od zwykłych pracowników biurowych po wojewodów, starostów, czy prezesa transportu publicznego w Tychach.

Chociaż muszę przyznać, że hot-dogi w Kędzierzynie są niezrównane.

Dygresja: właśnie miałem najszybszą kontrolę biletów w życiu.

W sumie niespecjalnie wiem, co tu jeszcze dodać. Naprawdę, nigdy nie byłem dobry w zakańczaniu tekstów. Nawet kiepski nie byłem. Po prostu ciężko mi skończyć jakoś sensownie, zwłaszcza, że skaczę po tematach. Za to w życiu potrafię tak ładnie, zgryźliwie i cynicznie czasami. Ach, te różnice.

nikisaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz