wtorek, 8 września 2009

Poranki.

Poranki są dziwne. Są w sumie niemal bliźniacze. Wyłączam rozkrzyczany budzik w komórce, przecieram twarz. Podchodzę do okna, zamykam je. Zawsze śpię przy otwartym, lubię jak jest chłodno. Dużo milej mi się wtedy zakopuje pod kołdrą. Owijam się kocem i idę do kuchni w ciszy przerywanej jedynie tykaniem zegarka w łazience, szumem komputera który działał całą noc i szuraniem moich stóp o wykładzinę. Zdobywam jakiś substytut śniadanio-obiadu z mniej lub bardziej półśrodków, pakuję to do mikrofalówki i sprawdzam, czy noc przyniosła mi coś przez sieć jak spałem kolejnym przerywanym snem. Spożywam, ubieram się, myję zęby i lecę na autobus machając wspominanemu gdzieś po drodze panu od sprzątania.

Poranki niosą ze sobą też coś innego - violent mood swings. Poruszając się tuż po obudzeniu w tym burdelu jakim jest mój pokój i patrząc na kolejną papkę jedzeniopodobną miewam przeróżne zjazdy. Od ogromnych chęci i radości przez bezgraniczną irytację aż po wręcz rozpacz. Dużo determinuje to w jakim humorze kładłem się spać.

Noce też mam w sumie z szablonu. Krótkie, przerywane sny, rzucanie okiem na zegarek i obliczanie ile mi pozostało do rozdzierającego ostatni sen budzika.

Oczywiście powyższe zdarza się tylko jak śpię sam.

Fakt, stanowi to niemal sto procent nocy.

Jestem pieszczochem. Jestem cholernym pieszczochem. Najlepiej i najbezpieczniej na świecie jest mi wtedy, kiedy mogę się wtulić w A. i olać wszystko. Najlepiej wtedy mi zasnąć. Miarą tego jak mi przy kimś dobrze jest to jak łatwo przy tym kimś zasypiam. Przy A. potrafię niemal natychmiast. Czuję się wtedy pewnie i spokojnie. Kocham ją, no.

Mam w sobie sporo ze zwierzątka futerkowego. Im dłużej brakuje mi takiej zwykłej opcji poleżenia i powtulania się tym bardziej osowiały się robię. Najlepiej mi wtedy łazić na spacery. Samotne spacery są lepsze niż samotne gapienie się w ścianę, prawda? Zazwyczaj robię parę kółek po ulicy Zwycięstwa w Gliwicach, potem zachodzę do jakichś znajomych w VideoWorld, może na kogoś wpadnę po drodze. Ewentualnie wpadam do znajomej knajpy na piwo, ale to rzadziej. Wtedy jak wracam do domu to akurat tak, żeby obejrzeć jakiś film, wykąpać się i pójść do łóżka. Ograniczam samotność w pokoju jak mogę.

Minus jest taki, że nie sprzątałem w tym syfie od kilku miesięcy tak bardziej. Przydałoby się w końcu, niby. Ale nie potrafię się do tego zmusić. Kiedyś będę musiał, cóż.

A póki co, to trzeci dzień z rzędu boli mnie głowa. Tabletki przestają pomagać. Nie wiem, nie wiem.


nikisaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz