poniedziałek, 21 września 2009

Dostałem od kogoś.

Wtem dotarły do niego słowa Bena.
- Moglibyśmy się nadal kontaktować. Możesz mnie nawet odwiedzić, jeśli zechcesz.
/Niebezpieczeństwo. Zagrożenie./
- Elliocie, słuchasz mnie?
Elliot zaczerpnął głęboko tchu, wraz z powietrzem chłonąc cały lęk, który przepełnił go teraz bez reszty. Zrozumiał, że nadal się boi, nawet bardziej niż kiedykolwiek. Przed przyjazdem do Holminster jego strach był przytłumiony i niezmienny, wynikał bowiem ze świadomości, że nie ma nadziei na jakąkolwiek odmianę, że jego udręka będzie trwała dzień po dniu, tydzień po tygodniu, całymi latami, bez końca. Tymczasem t e r a z lęk stał się dziki i nieokiełznany, ostry i bezlitosny. Odmiana w jego życiu jednak nadeszła, a to oznaczało, że zawsze istnieje możliwość powrotu do poprzedniego stanu - a wiedział, że tego nie będzie w stanie znieść.
Zapragnął odejść.
- Muszę już iść - powiedział. - Mam sporo do zrobienia.
Ben podniósł oczy. Zawahał się przez chwilę.
- Myślałem, że... że wrócisz ze mną, jak zwykle...
Elliot pokręcił głową, próbując odpędzić hałaśliwe dźwięki i obrazy, kotłujące się wewnątrz jego czaszki.
- Dziś nie mogę. Może w przyszłym tygodniu.
/A może nigdy./ Krzycząca maska. Maska krzyku. Wyobraził sobie ciężki bucior, który depcze maskę, uciszając ten wrzask, niszcząc, wymazując wszystko. /Jestem silny. Jestem silny. Mogę stać się nieustraszony./
(...)
/Jeśli chcesz, żeby ludzie przestali cię ranić, musisz zranić ich pierwszy. Wtedy już nie mogą nic ci zrobić. Jesteś silny. Nie dbasz o nic. Stwarzasz sam siebie, więc nie musisz się niczym przejmować./
- Jeśli chcesz, mogę przynieść to zdjęcie do szkoły - ciągnął Ben. - Oczywiście jeśli tylko masz ochotę. To znaczy, ja nie chciałem... cię zmuszać. To znaczy... - Głos zamarł mu w krtani.
Żołądek Elliota skurczył się gwałtownie.
- Ani mi się waż podchodzić do mnie w szkole! Zrozumiałeś?
Ben stał ze zwieszoną głową, pokornie przyjmując wszystkie ciosy. Przypominał szczenię, któremu wymierzono kopniaka, a ono wciąż
wraca po więcej. /Pytanie brzmi: ile razy trzeba kogoś skopać, zanim ten pojmie, o co chodzi?/
Ben szepnął coś, ale Elliot nie dosłyszał słów.
- Co powiedziałeś? - Zabrzmiało to głośniej i bardziej surowo, niż zamierzał, i Ben znowu jakby skulił się w sobie.
- Nie zrobię tego. Nigdy bym tego nie zrobił.
Cierpka woń gnijących liści wypełniła nozdrza Elliota. Zapach śmierci. Rozkładu. Zepsucia.
Nie patrząc na Eliiota, Ben odwrócił się i ruszył z powrotem tą samą drogą, którą przyszli. Elliot przezwyciężył pragnienie, żeby go zawołać.
/Powinieniem był mu przynajmniej powiedzieć,/ pomyśłał /Powinienem był mu zdradzić tajemnicę przetrwania./ Przetrwać wcale nie jest tak trudno. Wystarczy po prostu odciąć wszystkie części swojej osobowości, które sprawiają, że nie pasujesz do reszty. Po pewnym czasie nowa tożsamość staje się twoją drugą naturą i zaczyna ci się wydawać, że zawsze byłeś taki jak teraz.
Największą trudność sprawia umiejętne kierowanie nowymi osobowościami i utrzymanie ich wszystkich na bezpieczną odległość.
Już miał pobiec za Benem, ale wewnętrzny głos przywołał go do porządku. /Nie bądź głupi./

"Inny Elliot" - Graham Gardner

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz