piątek, 6 marca 2009

*urk*

Rzucanie palenia to piekło, a ja jestem dopiero na początku drogi.

Nie potrafię się skupić, szaleję, tłukę głową o ścianę i drapię się po twarzy. Chyba nigdy nie dało się mnie tak łatwo rozdrażnić, chodzę wiecznie nie tyle poirytowany co po prostu wkurwiony i mam wszystkiegos dość.

Po jakimś czasie przechodzi, ale nie jest łatwo. Z rzucaniem palenia to tak, jakby na nowo uczyć się chodzić, nie mając na to zupełnie ochoty. Trzeba myśleć, chodzić, funkcjonować, robić te same rzeczy bez fajki, albo przerwy na taką. Utrata tych chwil w których miałem możliwość wciągnięcia dymu na tą sekundę jest jak odrąbanie obu rąk i wybranie się na mistrzostwa świata gry w bierki.

Łatwo się domyśleć, że czekają mnie ciężkie chwile, nie?

Wczoraj rozmawiając z Kocurem powiedziałem, że jestem w najgorszym momencie, bo potem już tylko gorzej. Taki urok zrywania z nałogiem. Samemu sobie znajdywać kolejne preteksty i wymówki, żeby znów móc z czystym sumieniem puścić dymka. Wczoraj oddałem moją ukochaną zapalniczkę z Jack Daniel's A., ojcu powiedziałem, że jeżeli kiedykolwiek go poproszę o kupienie mi fajek ma mnie za to skasować dziesięć złotych, a samemu sobie obiecałem, że papierosów nie kupię. Palić będę tylko dla towarzystwa i poczęstowany.

Głównie chodzi o kasę, prawda. Bo dlaczego odmawia się sobie różnych rzeczy. Ostatnio na raka szło mi zdecydowanie za dużo gotówki, a mam postanowienie oszczędzać od tej wypłaty, toteż najłatwiej było zerwać z tym, na co mi szło zdecydowanie najwięcej gotówki na przestrzeni miesiąca. No, to 'najłatwiej'... Cóż.

Podziwiam ludzi, którzy potrafili się zupełnie rozstać z nałogiem. Magda z pracy utrzymuje, że już drugi tydzień nie tknęła fajki, co przy tym, ile wcześniej paliła jest wyczynem wręcz niewyobrażalnym. I tak trzymać, Madziu! Oby i mi starczyło zapału. Chociaż nieskromnie się pochwalę, że już wczoraj wypaliłem pięć razy mniej niż zwykle. Co było piekłem, ale dałem radę.

Dzisiaj idę się spotkać z Kocurem. W sumie dawno go nie widziałem. Od kiedy wrócił z wojska widujemy się rzadziej niż jak był w tej armii. Będzie miło.

Mam szaleństwo bałaganu w głowie przez brak dymu, który zazwyczaj układał tam papierki na miejscach. Szykują się naprawdę straszne czasy...

*****
Ludzie cudownie nie rozumieją, że jak jestem niewyspany i głodny to najnormalniej w świecie jestem zmierzły. Zostawiłem Kota i Paulinę w Katowicach, sam się obudziłem przed chwilą w autobusie na wysokości Zabrza. Oni nie mogli zrozumieć o co mi chodzi, chociaż dość klarownie tłumaczyłem, że nic mi nie jest, po prostu potrzebuję coś zjeść i się położyć do mojego łóżka. To nie jest trudne, to nie bariera. Teraz, jak trochę przespałem pozostaje mi tylko napełnić żołądek i znów będę do użytkowania. Byle w moim łóżku. Ech.



nikisaku

1 komentarz:

  1. Go Go Power Rangers! Dasz radę Brachu, boś chłop z krwi i kości, a nie jakiś malowany chihuahua z trwałą zamiast sierści. :)

    OdpowiedzUsuń