wtorek, 14 kwietnia 2009

Get the cool shoe shine.

Z braku pomysłu na tytuł wrzuciłem tam kawałek z Gorillaz, który cieszy moje uszy od paru dni - 19/2000 Soul Child Remix.

Święta, święta, po świętach. Nie przepadam za świętami, głównie z powodu otoczki sztucznej szczęśliwości, która je otacza. Nagle na jeden dzień każdy przykleja sobie do twarzy sztuczny uśmiech, kopiuje i wkleja życzenia i jest w ogóle miło. To takie.. 'Ej, słuchaj, jakieś19xx lat temu z krzyża spadł Jezus, bądźmy najlepszymi przyjaciółmi!'. A nazajutrz w ogóle się nie znamy. Dla mnie to paranoja, dostaję te beznadziejne życzenia od ludzi dla których na codzień nie istnieję.

Ja osobiście wyłącznie odpisuję na te życzenia krótkim "Dzięki, nawzajem".  To druga kwestia - jak już masz ochotę złożyć mi życzenia, jeżeli to święto jest dla ciebie tak istotne, że czujesz tą nieodpartą potrzebę, to albo ogranicz się do 'Wesołych świąt' albo coś wymyśl. Ctrl+C Ctrl+V jest po prostu głupie.

Jak nietrudno zauważyć nie jestem człowiekiem, który jakoś specjalnie cieszy się ideą świąt i ich praktycznie nie obchodzi. Chociaż jest jedna osoba, która sprawia, że święta mnie bawią, że robienie pisanek jest nagle super, że na boże narodzenie nawet chętnie biorę udział w dekorowaniu zwłok drzewa, a jest to A. Ironia sytuacji polega na tym, że ani ona, ani ja nie jesteśmy wierzący, ją po prostu cieszy to, że może porysować sobie po jajkach i potrafi mnie tym dość skutecznie zarazić. Jeżeli w moim domu będą obchodzone święta, to tylko dlatego, że będziemy z tego czerpać radochę, nie dlatego, że tak trzeba.

Zmieniając temat, przestaję kontrolować świat. W sensie.. Praca mnie zaczyna coraz bardziej dobijać, nie nadążam już ani trochę za szkołą, wszystko się piętrzy. Jedyne, co jest naprawdę pozytywne ostatnio, to mój związek. Wczoraj uciekliśmy od wszystkiego na spacer i lody,  nacieszyć się wiosną. Jednak nie ma jak przysiąść na ławce w parku. Niesamowicie odprężające. Patrząc na to, że jakaś głupia chandrowatość mnie dopada od niedzieli, to naprawdę było super.

A w niedzielę byłem u Siostry. Walnęliśmy się ze Szwagrem i Siostrą na tapczanie, puściliśmy w tle Hey z dwóch Woodstocków, otworzyliśmy po piwie i gadaliśmy o tonie różnych rzeczy. Było tak bardzo i po prostu miło. Potem w nocy jakoś mnie złapała ta nieokreślona chandra, ale to są już takie.. Osobiste demony. Wiem, że to brzmi naiwnie i piętnastolatkowo, ale nic na to nie poradzę. 

W piątek nocowałem się u NMXa. I poznałem najbardziej epicki mebel na świecie - fatty. Mógłbym na tym leżeć do końca świata. I zostałem podpięty do Tajnego Planu, heh. Będzie ciekawie, tak just. Ale za sprawą tego znów będę miał mniej czasu na klepanie notek. Życie. Za to zostały mi pożyczone trzy tomy Kaznodziei i dwa Watchmen. Kaznodzieja jest wspaniały, chcę więcej! Watchmen również, naprawdę świetnie się to czyta.

Co mi przypomina o tym, że dostałem do przeczytania również cztery pierwsze Sandmany od Marty z VideoWorld. Świetna dziewczyna, godzinę romawialiśmy z nią z A. Jak dotarliśmy do tego, że dzieciństwo mam podzielone na mangę i światy Marvela/DC to poleciała na zaplecze i przyniosła mi wspomniane Sandmany z uśmiechem i hasłem "Nie, żebym tu mieszkała, czy coś. Oddaj kiedykolwiek". Trzeba się zabrać za zaległości komiksowe, filmowe, serialowe, a przede wszystkim szkolne. Nie wiem, jak to pogodzę, naprawdę nie wiem. Przesilenie. Znów potrzebuję szesnastodniowego tygodnia.

I zacząłem naprawdę doceniać mój bezprzewodowy Internet. Na przykład dlatego, że mogę tą notkę wrzucić z autobusu.

nikisaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz