czwartek, 7 maja 2009

Powolne gnicie skurwysyna.

Kwestią wyjaśnień. Odium to projekcja mojej złej strony. Bo podobno każdy ma swojego demona.

Przebaczenie. Oczyszczenie. Powrót. Początek po końcu. Again.

Siedzi. Siedzi apatycznie przed monitorem netbooka i patrzy się w niego jak na okno. Ścianę. 
Cokolwiek. Nadal jest zbyt otępiały, żeby dotarły do niego w pełni słowa, które właśnie 
przeczytał. Zdecydowanie zbyt długo taki będzie. Dni? Tygodnie? Miesiące? Piernik potem mu 
powie, że w jego prrzypadku to i lata mogą być. Przepowiednie Piernika były by zabawniejsze, 
gdyby się tak często nie sprawdzały. Na monitorze czas zawiesił się na słowach "Kocham cię, 
ale nie potrafię z tobą być
". Te litery krwawo odbiły się na wszystkich jego ośrodkach 
odpowiedzialnych za szczęście. To chyba będzie 'anhedonia'.

Czuje dym. Nie obchodzi go to. Czuje przejechanie języka po uchu. Takie jak to robi 
kochanka? Nie. Tak, jak to robi gwałciciel. Czuje opadające na swoim ramieniu cudze włosy. 
Śmierdzą ciężkością dymu. Słyszy szept. Wzdryga się przez koszmarnie znienawidzoną barwę 
głosu. Zawsze tak przychodził. Od tyłu. Obejmował, zatapiał w dymie, przejmował dłonie, 
usta, nogi. Lewa, prawa, noga, ręka, głowa. Góra, dół, myśli, czyny, słowa.

- Masz za swoje. To, co ja ci od zawsze powtarzałem tępy skurwysynie.
- Zamknij się.
- Co ci to da? Kto ci kurwa cioto pozostał?
- Wypierdalaj.
- I tak tego nie chcesz. To, czego chcesz, to mnie tutaj. Kurwa zasrana, spójrz na siebie. 
Patrz, jak wyglądasz. Siedzisz i się trzęsiesz. Jak bachor, któremu zapierdolili ostatnie 
kredki.

Później w pracy na zdanie 'Myślałem, że nie palisz.' odpowiadają jednymi ustami 'Ktoś mi 
zajebał marchewki'.

- Nie chcę cię tu. Wyjdź. Nie dałeś mi nigdy nic dobrego. Nie potrafię cię zabić, nie 
potrafię z tobą koegzystować. To się chociaż zamknij.
- Pierdolenie. Zawsze do mnie na końcu przychodzisz na kolanach. Od zawsze ci tępy chuju 
powatrzałem, że ona cię zostawi. KURWA, mówiłem ci to już dawno debilu. Po poprzednim razie. 
Że ten związek nie przetrwa PÓŁ JEBANEGO ROKU. Ale nie wierzyłeś. Masz swoją bajkę smutny 
pojebie.
- Ta.. Mówiłeś. Jesteś kurwa zadowolony? SZCZĘŚLIWSZY!? CZY TY WIESZ, JAK JA SIĘ KURWA CZUJĘ!? DWOMA ZDANIAMI ROZPIERDOLIŁEM TEN ZWIĄZEK!!

Tak naprawdę nie dociera do niego w tej chwili nic. Przestrzeń.

- Jestem wytworem twojej popierdolonej wyobraźni, zasrańcu. Sam fakt, że tu i teraz mnie 
widzisz oznacza, że mnie potrzebujuesz. Że chcesz się kurować, pierdolcu. To zacznij od 
paczki fajek i trzech piw.
- Myślałem, że nie kończą ci się fajki. Ani alkohol.
- Dla ciebie, żałosna pizdo.

Kupuje. Pożycza kasę od ojca, idzie do sklepu i kupuje paczkę L&M Light. Biegnie, by 
zaprzepaścić wszystko nad czym pracował tak ciężko. A chciał się jej później pochwalić, że 
przestał pić w sytuacjach stresowych. Nawet, jak wojowali. Nawet jak było mu kurewnie źle. 
Nie sięgał ani po piwo ani po fajkę. Teraz już mu wszystko jedno. Chce się zaczadzić tą 
paczką.

Siedzi. Nie rozumiejąc, co się stało. Tęskniąc. Trzęsąc się. Prosi ojca o opuszczenie jego 
pokoju. Nadal nie potrafi nawet zapłakać. Udaje mu się po trzecim piwie i dziesiątym 
papierosie. Po dwunastym ryczy jak dziecko. Kładzie się w końcu do łóżka. Rycerzynka pyta, 
czy skype. On bardziej dla niej niż dla siebie odpowiada, że tak. A potem wyłącza światło. 
Kładzie się do łóżka. I wychodzą wszystkie demony. Zaczyna wyć. Zaczyna kwiczeć i się zwijać 
z bólu gorszego niż jakikolwiek inny na świecie. Wyje spazmatycznie. Rycerzynka odpala swoją 
połowę skype i z bólem mówi 'płacz.. płacz...'

n. mówi.
Nie wierzę, że jej już nie ma.. Że jej już nie będzie.. Kurwa mać, miałem tyle planów.. 
Chciałem wziąć jebany urlop na jej matury, odebrać ją spod szkoły, wyściskać, pogratulować.. 
Zabrać do herbaciarni, wymasować ją całą, odprężyć.. Kurwa, dlaczego ja tak bardzo 
zjebaaałeeeem..!! Za miesiąc mielibyśmy rok razem.. Chciałem kupić jej bukiet dwunastu róż 
za pieprzone dwanaście miesięcy wspólnej miłości.. Potem wyciągnąć ja do jakiejkolwiek 
zajebistej knajpy, gdzie za kolację wydaje się sześć stów, tak just for.. DLACZEGO MUSIAŁEM 
TO WSZYSTKO SPIERDOLIIIĆ!!

Odium mówi.
Bo jesteś żałosną, niezdolną do niczego namiastką człowieka. Jakim prawem myślałeś, że masz 
jakiekolwiek prawo do kochania jej? Takie kurwa gówno jak ty. Dałbyś jej straszne życie. 
SPÓJRZ NA TO JAK WYGLĄDASZ!!


Rycerzynka mówi.
To nie twoja wina.. Naprawdę, nie twoja. Spokojnie, płacz.

n. mówi.
To tylko moja wina. Wyłącznie, kurwa, moja. Bo nie potrafię. Bo nie chcę. Nie chcę już życ. 
Poddaję się, kurwa. A jak tylko pomyślę, że ona przeze mnie płacze..

Rycerzynka mówi.
O, nie. Ona nie płacze. Zaręczam ci to. Ona nie jest osobą, któraby teraz płakała.

n. nie opowiada. Wie jak bardzo Rycerzynka się myli, jak głupio teraz mówi. Ale nie ma siły 
z nią argumentować, Po prostu zakrywa głowę kołdrą i wyje. A Rycerzynka czeka aż z 
wycieńczenia nie będzie w stanie nawet płakać i czyta mu jakąś japońską opowieść, żeby 
zasnął. Mówi mu potem, że czuwała nad jego snem do jakiejś drugiej, potem sama zasnęła ze 
zmęczenia.

Budzi się. Bez słowa wyłącza skype. Odbiera maile. Poranną rutyną. Zbroj siedzi na gadu. 
Piszą od rana do Katowic.

Patrzy na maile. Patrzy, że napisała. Jej imię żarem rozlewa się po ranach. Jest wypalony. 

Spał może dwie, może dwie i pół godziny. Po drodze budził się setki razy po to, żeby płakać. 
Nie patrzy się w żadne lustro. Odpisuje. Cierpi. Zwija się. Boli. Umiera. chciałby wyskoczyć 
przez to pieprzone okno obok. Musi iść do pracy. Nie potrafi egzystować w swoim pokoju, tak 
pełnym jej. Nie potrafi żyć w tym mieście, tak pełnym ich dróg. 

Odium mówi.
To spierdalaj stąd. Siora ci powiedziała, że cię wesprze w poszkiwaniu mieszkania i 
utrzymaniu go jakiś czas. Skorzystaj debilu.

Robi sobie śniadanie. Patrzy na nie chwilę, chowa do mikrofalówki i zostawia ojcu kartkę, 
żeby to potem wsadził do lodówki. Nie chce jeść. Nie chce oddychać. Nie chce egzystować. 

Wychodzi.

Zbroj się o niego martwi. Po co. Nikt nie powinien się nim przejmować. Jest tylko pieprzoną 
parodią istoty ludzkiej, złożonej z różnych socjopatii. Potrafi tylko krzywdzić. Podejmuje 
decyzję. Zacznie sobie budować więzienie. Ze ścian, monitorów i ekranów. To bardziej 
odbudowa. Tego odizolowanego n. sprzed roku.

Ściany pokoju. Ściany pociągu. Ściany autobusu. Ściany hali magazynowej. Ekran telewizora. 

Monitor netbooka. Monitory w pracy. Starannie stara się wkładać krata po kracie swej 
izolatki.

Odium mówi.
Przestań myśleć pierdolcu o samobójstwie. Pomyśl, że masz na sobie też moje życie pojebie. 
Wpakuj się w klatkę i w niej kurwa trwaj. A ja będę się opiekował naszym ciałem.

Ma zamiar kupić sobie dywan, jakiś mebel. Wyjechać gdzieś. Na chwilę chociaż. Czuje się kompletnie wypalony. Dociera do pracy.

Jest otoczony przez ludzi z którymi spędził siedemnaście miesięcy. Każdy mu mówi, że wygląda 
strasznie. Nie chce nikomu tłumaczyć, co się stało. Podchodzi do Kaśki, która jako jedyna jest świadoma tego, co się stało, bo dopytywała, czemu nie było go wczoraj w pracy, kiedy był tak przemielony, że po prostu nie potrafił się zebrać. Widać na jej twarzy 
przejęcie, może smutek. Nie sprzedaje mu kłamstw. Nie wmawia mu, że wróci.

- Co się stało, naprawdę?
- Cóż, widocznie jestem chujem, skurwielem, gówniarzem.. Jestem żałosny.
- Naprawdę nie ma nadziei?
- Nie. To moja wina. Cała moja.

Nie dociera więcej. Przytula go. Jak odchodzi mówi mu, żeby się trzymał. On odpowiada, że 
już nie ma czego.

W końcu zaczyna odpowiadać na pytania ludzi. Błąd. Każdy sprzedaje mu to samo pierdolenie. 
Formułki. Pytają się nie dlatego, że się martwią, ale dlatego, że są ciekawi. Kiedy dostają 
faktem w ryj, potrafią wydukać stare hasła.
'Nie przejmuj się.'
'Pół światu tego kwiatu.'
'Wróci, na bank.'

To tak, jak na pogrzebach mówi się, że jest ci przykro. Tak, jak na weselach życzysz wszystkiego najlepszego. Tak, przy rozstaniach znajomych rzucasz, że będzie all right. A on ucieka w kąt, wyciera parę łez, które mu spłynęły i stara się dooychać dalej.

Przychodzi jego kierownik sekcyjny. Tomek. Mówi, że komuś trzeba wlepić urlop, to da mu. Jak 
się uda. Ale może nawet półtora tygodnia, od środy. On nie wie, co ma z tym zrobić. Nie chce 
myśleć, że akurat ona będzie pisać matury, w tym ostatnią. Nie chce myśleć o tych wszystkich 
planach, których nie zrealizuje. O jej cieple, do którego się już nigdy nie zbliży. O jej 
włosach, w które się nigdy nie wtuli. O jej głosie, którego nie dotknie. O jej delikatnej 
skórze, której nigdy nie pocałuje. O tym, że już nigdy nie obudzi się w środku nocy po to, 
żeby sprawdzić, czy ona śpi dobrze obok. Nie będzie słuchał jej oddechu. Nie spojrzy jej w 
oczy. Nie będzie słyszał jak zabawnie łyka wodę.

W kółko słucha jednej piosenki. Yui - Again. Po japońsku, nie rozumie ani słowa. Obejrzał 
teledysk, wszystko o czym mógł myśleć to to, że wokalistka ma włosy tak obcięte, jak ona 
chciała się obciąć. I chociaż się z nią przekomarzał na ten temat, nie mógł się doczekać, 
żeby ją zobaczyć po wyjściu od fryzjera. Tylko po to, żeby móc jej powiedzieć, że naprawdę 
pięknie wygląda,

I że ją kocha.

Już nigdy więcej.

Magda W. pisze.
Przeczytałam na blogu, że zerwaliście.. Nie zrozum mnie źle, wiem, że mnie nienawidzisz, ale 
ja się o ciebie martwię. Byłam tam, wiem, jak to boli. Trzymaj się, proszę.


Odpisuje jej, że to nie jest tak, że jej nienawidzi, po prostu nie czuje w jej stronę 
niczego. I podziękował za miłe słowa. Podziękowała za szczerość. Nie chciało mu się 
tłumaczyć, że on już wszystko ma równo w dupie. Robi się idealnie płaski i bez celu.

Zaczął planować ucieczki na urlop. W środę do zbroja. W sobotę do Bytomia. Nie chciał tam 
jechać, ale palnik powiedział, że jeżeli sam z siebie się nie pojawi, to on po niego 
przyjedzie i go siłą wpieprzy w samochód. Rycerzynka obiecała przywieźć Tygrys ze sobą. 
Tygrys jest cudowna. Może jak mu wpierdoli, to się pozbiera. Trochę. Wraca do ścian pokoju, 
nie chcąc ich widzieć.

Necro pisze.
- Co robisz?
- Nic.
- Wychodzisz na zewnątrz?
- Nie chcę.
- Wychodzisz na zewnatrz i Amarenę?
- Co to jest?
- Jabol z biedronki.

Nie odmawia. Może alkohol go przytępi. Wypija szybko piwo, idzie się spotkać z Necrem. Idą 
razem przechować się do Blejka, bo pada. On wie, jak dziecinne i gówniarskie jest uciekanie 
w nałogi. Ale nie ma wyjścia. Opróżniają dwie butelki. On się śmieje. Alkohol działa. Tyle 

mu zostało. Dzwoni NMX. Pyta czy się trzyma. Nie, nie trzyma się w ogóle. NMX proponuje kino 
we wtorek, on się zgadza. Pójdą na Wolverine'a. Film, którego on nie zdążył z nią zobaczyć.

W drodze powrotnej tłumaczy Necro jak bardzo ją kocha i ile ona dla niego znaczy. Po jego 
minie widzi, że on to doskonale rozumie.

Ponownie wraca do ścian pokoju. Kąpie się, opróżnia ostatnie piwo. Chce zwiać. Jak najdalej 
może. Pisze do Arianny. Pyta się, czy jak będzie miał wolne, to będzie mógł się u niej 
rozbić siedemnastego. Bez problemu. Na dłużej? Do czwartku spoko. Będzie daleko. Może mu się 
poprawi.

Jutro ma spakować jej rzeczy. Nie potrafiłby tego zrobić samodzielnie. Przyjdzie Martwa. Z 
Moniką. Pomogą mu uporać się z piekłem siebie. Na chwilę.

Zasypia alkoholowym snem. Jest ćwiartkami siebie. Oddałby wszystko, żeby być znów z nią. I 
zdycha, powoli gnije.

Powolne gnicie skurwysyna.



nikisaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz