środa, 20 maja 2009

Kolory

Ostatnie pięc dni spędziłem na wygnaniu. Dobrowolnym, rzecz jasna.

Jako, że od tygodnia jestem na urlopie to pomyślałem, że z tegoś skorzystam, tak czy inaczej. Ciężko powiedzieć, żebym na początku jakoś przesadnie inteligentnie z niego korzystał, bo największym szaleństwem był wypad na Gliwickie Igry, dwukrotny zresztą. Pobawiłem się tochę, poskakałem, zgubiłem kolczyk, zyskałem agrafkę. do ucha w formie zastępczej na czas nieokreślony. W piątek przybyło do mnie upragnione fatty, wielkie, śliczne, mięciutkie i podbijające serca odwiedzających. Też można.

W sobotę pod skromne drzwi mieszkania mojej babci, gdzie rezyduję [jakoś zawsze ciężko mi bylo o tym miejscu powiedzieć z czystym sumieniem 'mój dom'] zapukali palnik z Mizuu, żeby mnie zabrać do Bytomia na Dzień Kwitnącej Wiśni. Było wybitnie słodko-gorzko. Uważam, że popełniłem błąd jadąc tam. Na plus mogę zaliczyć fakt, że dostałem dwa t-shirty, spotkałem parę osób, których inaczej nie mam jak zobaczyć i przebłyskiem zdrowego rozsądku rozbiłem się na noc u Tofu. Przesiedzieliśmy pół nocy przy Sengoku Basara 2 Heroes, oglądając Drew Carrey na YouTube i rozmawiając. Było przesympatycznie.

Z rana w niedzielę wpakowałem się w pociąg relacji Katowice - Gdynia z jasnym zamiarem wytoczenia się po niespełna jedenastu godzinach podróży w Gdańsku Oliwie. W podróży poznałem Sylwię, Patrycję oraz Krzysztofa, który to pochodzi z Berlina. Uczenie go czytać z Patrycją i na przykładzie artykułu z Naj było świetne, a on naprawdę szybko łapał. Lubię takich ludzi. Poznaliśmy się wszyscy w trasie i wszyscy się zakumplowaliśmy. Muszę odszczekać, co pisałem wcześniej a'propos tego, że już nie poznaję ludzi w pociągach. Może po prostu potrzebowałem dłuższej relacji.

Po dotarciu zostałem odebrany z dworca przez Ariannę i posłusznie zaprowadzony do jej mieszkania, całkiem zresztą przytulnego. Powitalne dwa piwa, geekowanie się przy wzajemnych sprzętach elektronicznych. Koniec końców sen.

Na następny dzień poszliśmy nad morze.

Mógłbym tam siedzieć do śmierci.

Kocham morze. Usiąść na piasku i się patrzeć na fale. Słuchać szumu. Otulać się wizualnym bezkresem horyzontu. Obserwować jakąś łódkę czy dwie z pustej plaży. Obmyć glany słoną wodą. To mi daje tak nieziemski spokój, opanowanie i szczęście jak nic innego na świecie. Minęły niemal dwa lata od kiedy ostatni raz mogłem się na nie popatrzeć. Oczyszczenie.

Wróciliśmy do Ari, przybył Dancios, przyniósł mi nawet coś do jedzenia. Cudowny człowiek. Siedzieliśmy do jakiejś drugiej łapiąc pozytywne wibracje, wypijając po drodze trzy kolejki wódki w takich odstępach czasu, żeby się nie upić.

Dzień wczorajszy przespaliśmy do jakiejś szesnastej. Wyzbieraliśmy się, pokąpaliśmy, poszliśmy na zakupy i na mały spacer. Pod wieczór ponownie powitaliśmy Danciosa, później przyszła Komcia. Poszliśmy po fajki i zapas piwa. Po powrocie wlaliśmy w siebie pół butelki rumu, kilka piw, szampan i trochę wódki od Danciosa słuchając Kaczmarskiego, Pidżamy Porno i wielu innych kawałków. I tak najbardziej wypaliło mi się radosne siedzenie z nimi wszystkimi, w dłoni trzymając szklankę rumu z colą i słuchania Drogi na Brześć. Szampanem zainaugurowaliśmy rozpoczęcie Roku Truskawki, który zaczyna się losowego dnia o losowej godzinie. A motywem napędzającym był fakt zdobycia wielkiego napisu TRUSKAWKI zrobionego z drzwi szafy. Sporo przegadaliśmy tak w grupie jak i na osobno z Komcią. Jest absolutnie wspaniałą osobą, malutką i kochaną za stu. Obiecała do mnie zajrzeć w wakacje, nie mogę się doczekać. Ewakuowaliśmy się spać pokój obok, jako, że Ari i Dancios siedzieli do dobrej ósmej. A Komciak miała szkołę w Gdyni jakoś koło jedenastej, ja pociąg koło dwunastej. Po wyprawieniu rano Komci w świat pozbierałem się, zostałem odstawiony na autobus na dworzec i pożegnany. 

Teraz toczę się w przedziale dla palących z jakimś facetem, który jedzie gdzieś z synem, odgarniam co jakiś czas włosy z twarzy, odpalam fajkę. Nawet nie wiem w którym punkcie jestem. Wiem, że wysiadam przed dwudziestą drugą w Katowicach. Jak padnie mi bateria to wrócę do czytania "Going Postal" Terry Pratchetta. "Wypychacz Zwierząt" Jarosława Grzędowicza zapewnił mi rozrywkę w poprzednią stronę.

Jestem niesamowicie szczęśliwy, że udało mi się tam pojechać. Było warto. Zdecydowanie.

Mam nadzieję, że uda mi się tam wrócić prędzej niż za dwa lata. Szczerze.

Pozostało mi kilka dni urlopu. W poniedziałek wracam do pracy. Nie wiem, czy mi się jakoś szczególnie chce. Z drugiej strony - kiedy mi się chciało? Mam tylko nadzieję, że moje problemy ze snem w końcu się opanują.

A w słuchawkach "Osobowy" Comy.

Pociąg przemieszcza się z Gdańska do Tczewa
Na przemian domy na przemian drzewa.



nikisaku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz